środa, 12 września 2007

Lokomotywą na Wiejską

Gwizdnęło, świstnęło, para buch, koła w ruch, kampania wyborcza ruszyła.
W komitetach wyborczych nerwowowa atmosfera, porównywanie słupków sondażowych i szukanie "haków" na konkurentów.
Podobno prokuratura i służby specjalne zostały poderwane na nogi i już przygotowują akty oskarżenia.

W mediach dominuje język wojskowo-piłkarsko-kolejowy. Jedni zapowiadają ostrą, bezpardonową walkę, inni uzgadniają "transfery", jeszcze inni poszukują "lokomotyw" mogących dowieźć jak najwięcej pasażerów do mety na Wiejskiej.
Część z tych "lokomotyw" przypomina raczej eksponaty wypożyczone z Muzeum Kolejnictwa, ale co tam, trochę się je odkurzy, naoliwi, podpicuje i może jakoś dojadą.

Okazuje się, że Maciej Płażyński zapałał miłością do Kaczyńskich i podobno ma być jedną z "lokomotyw" PiS-u, Artur Balazs reaktywuje SKL i rozważa wsparcie partii braci, którzy liczą na pozyskanie głosów polskiej wsi, a PO przypomniała sobie o marnujących się Longinie Komołowskim, Januszu Stejnhoffie i Bogdanie Borusewiczu. Ze stajni AWS brakuje jeszcze Mariana Krzaklewskiego. Jerzy Buzek już dostał propozycję robienia za "lokomotywę" PO, ale żal mu się rozstać z Brukselą i dietą europosła.
Jan Maria etc. Rokita stoi w rozkroku i przeżywa rozterki. Może być krakowską "lokomotywą", ale nie w zaproponowanym mu towarzystwie. Jego ego i ambicje toczą walkę z lojalnością wobec partii. Małżonka Jana Marii etc... - Nelly Rokita pokochała polską wieś i rozważa start w wyborach pod szyldem PSL.
Giertych już nie kocha Leppera i w inną stronę kieruje swoje uczucia. Po kilku randkach z Januszem Korwinem Mikke i Markiem Jurkiem wzajemnie wyznali sobie miłość i utworzyli trójkąt pod nazwą Liga Prawicy Rzeczypospolitej.
Mężydło po dwóch latach rządów Kaczyńskich zauważył, że nie był w PiSie tylko w partii Rydzyka. Bystry facet. Zabiera więc swoje manatki i przechodzi na Platformę.
Jarosław Kaczyński ziejący miłością chrześcijańską już nie brzydzi się "ruskim agentem" Zygmuntem Wrzodakiem i z rozkoszą przyjmie go w swe ramiona, o ile szef z Torunia go zaakceptuje. Skoro tulił do serca "warchoła", może i "ruskiego agenta". Skoro zaakceptował bratową "czarownicę" i brata - "oszusta ulegającego lobby żydowskiemu"... Wszystko dla dobra Polski i pomyślności obywateli.

Komitety wyborcze jak sztaby dowodzenia przed bitwą przestawiają na mapie chorągiewki - ten na Wybrzeże, ten do Lublina, a dla tego juz jest zarezerowana Warszawa.
Nie lepiej jest w LiDzie. Wyborcy SLD w Łodzi chcą głosować na Millera, to dostaną Olejniczaka, do Wrocławia zawędrują Tomasz Nałęcz i Andrzej Celiński, choć miejscowy aktyw partyjny nie chce ich u siebie bo ma swoich kandydatów.
I tak panowie "politycy" tworzą przy stolikach te swoje układanki. X do Poznania, Y do Gdańska, a Z do Krakowa. Nie, w Krakowie już jest V. W takim razie Z wystartuje w Rzeszowie. Wprawdzie o tym regionie wie tyle, że jest tam zapora na Solinie, którą widział w telewizji, ale jakie to ma znaczenie.

Zdezorientowani wyborcy nie wiedzą, czy głosując na Ligę Polskich rodzin w rzeczywistości oddają głos na UPR i wybierają Janusza KM, a wyborcy z Poznania głosujący na swojego kandydata z PO, dostaną w prezencie Zytę Gilowską z Lublina. Ale kto by się tym przejmował. Mają głosować na "wybrańców narodu". To wodzowie partii wiedzą najlepiej kto ma być tym wybrańcem, który uszczęśliwi naród.
Chyba, że wyborcy się wkurzą, pokażą "politykom" gest Kozakiewicza i zagłosują na partię ĘĄ, lub Krasnali i Gamoni vel Ćwoków.

Pozdrawiam Waldemara "Majora" Fydrycha i Ędwarda Ąckiego.

Brak komentarzy: