piątek, 28 września 2007

"...ocalmy poziomki, zabierzmy mu brzytwę"

Niewiele czasu pozostało do publicznego - przed milionami gapiów - pojedynku pomiędzy Kwaśniewskim i Kaczyńskim. Trwają ostatnie ustalenia, sekundanci uzgadniają rodzaj broni, czas i miejsce tego widowiska.
Wszystko to wywołuje bezsilną wściekłość Donalda Tuska, że nie on jest bohaterem, który zmierzy się z Jarosławem. Nijak nie może pojąć, że tenże przyjął wyzwanie Kwaśniewskiego, a nie chce jemu stawić czoła, chociaż już wcześniej Kaczyński oznajmił, że nie ma zamiaru narażać na szwank swojej dumy i podejmować rękawicy rzuconej przez jakiegoś giermka, pardon - "pomocnika", skoro może walczyć z jego szefem.
Ostatnio jednak zmienił zdanie. Przez heroldów przekazał wiadomość, że może pojedynkować się z "pomocnikiem", ale pod warunkiem, że ten odejdzie ze służby u swojego pana i przysięgnie publicznie, że już nigdy, pod żadnym pozorem na tę służbę nie wróci. Jeśli tego nie zrobi, na zawsze pozostanie sługą swego pana i nie dostąpi zaszczytu obcowania z Jarosławem.

"- Niech Donald Tusk publicznie stwierdzi, że nigdy, pod żadnym pozorem, nie zawrze sojuszu z LiD. Chciałbym, żeby to powiedział, wtedy będziemy mogli rozmawiać. Jeżeli tego nie powie, to jest tylko pomocnikiem Kwaśniewskiego."

W sumie jest mi absolutnie obojętne - "zwisa mi zimowym nietoperzem" jak mawiał Tomasz Nałęcz - co będą sobie wyznawać i jakie przysięgi składać Tusk z Kaczyńskim, ale interesujący jest fakt, że takiego publicznego oświadczenia żąda facet, który swojego czasu, sam wielokrotnie solennie obiecywał, że nie ma mowy o jego jakichkolwiek związkach z Andrzejem Lepperem, a czym się to skończyło i ile warte są jego "zasady" mieliśmy okazję przekonać się w ciągu minionych dwóch lat.
Zauroczeni władzą, zapomnieli bracia bliźniacy i ich dwór, że - jak mówi stare hiszpańskie przysłowie (może o nim nie słyszeli) - "im wyżej małpa się wspina, tym bardziej odsłania swój tyłek".
"Ciemny lud" nie za bardzo chce już kupować każdą głupotę, jaką chce mu się wcisnąć.

Przypomnijmy jednak zasady Jarosława K. i jego obietnice, bo o nich również warto pamiętać 21 października.

- "Nie będzie koalicji z Samoobroną."
- "Cieszę się, ze będę na pierwszej linii walki z Samoobrona."
- "My w kolejnej kompromitacji i w otwieraniu Samoobronie drogi do władzy w Polsce uczestniczyć nie będziemy."
- "Nie poprzemy nikogo z wyrokiem sądu lub przeciwko komu toczą się sprawy sądowe. To jest sprzeczne z ideałami PIS."
- "Dla mnie, raz dane słowo, jest święte... "

Jeszcze wcześniej, znacznie wcześniej, a konkretnie 15 lipca 2003 r. zastanawiałem się, na czym polega "różnica kulturowa" pomiędzy braćmi sprawiedliwymi, a Lepperem, na którą powoływał się Jarosław.
Pisałem wtedy na swojej stronie:

::: Czas na IV RP :::

Aktualny wódz partii mającej w nazwie prawo - bliźniak Jarosław oświadczył, że konsoliduje całą opozycję do walki z SLD, "...by Polska miała rząd z prawdziwego zdarzenia". W efekcie ma to doprowadzić do utworzenia IV RP. Do pomocy w tym zbożnym dziele wzywa wszystkie partie i ugrupowania z wyjątkiem SLD - co jest oczywiste, bo to "organizacja przestępcza" - i Samoobrony. Jakiekolwiek konsultacje z Samoobroną wyklucza ponieważ - jak się wyraził - "...jest między nami pewna bariera kulturowa".
Nie wiadomo jaką barierę kulturową "prawy i sprawiedliwy" miał na myśli. Być może chodziło mu o słownictwo stosowane przez skompromitowanych polityków z obu partii.
Po jednej stronie słyszymy: bandyta - o byłym ministrze MSWiA, nierób - o prezydencie RP, debil - o Balcerowiczu.
Po drugiej - "notoryczny przestępca" - o Mieczysławie Wachowskim, "organizacja przestępcza" - o SLD, TKM (osławione "teraz k...a my"), czy "spieprzaj dziadu" do mieszkańca Pragi na spotkaniu z wyborcami przed wyborami samorządowymi.
I jedni i drudzy łamiąc niejednokrotnie prawo mają je w głębokiej pogardzie.
Przywódcy obu partii są częstymi gośćmi sądów w charakterze oskarżonych, ale lider Samoobrony nie pełnił funkcji Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego.
(...)
Im dłużej się zastanawiam, tym więcej widzę podobieństw pomiędzy partią "sprawiedliwych" jednojajowych, a partią Leppera.
Tak jedni, jak i drudzy - czego nie ukrywają - żądni są władzy i dążą do jej zdobycia łamiąc prawo zarówno na ulicy, jak i w parlamencie, stosując obelgi i oszczerstwa, z tym, że ci bardziej wykształceni - bardziej cynicznie.
Może na tym właśnie polega ta "różnica kulturowa"?
(15.07.2003)


Trzeba przyznać, że w ciągu czterech lat Kaczyńscy osiągnęli znacznie więcej, niż się spodziewali ("ciemny lud kupił" ich opowieści o świetlanej IV RP), a dzięki pomocy tych, którymi gardzą, zagarnęli władzę niemalże absolutną i bez skrupułów wykorzystują ją do walki ze swoimi przeciwnikami politycznymi, często niedawnymi sojusznikami.
Nie wzruszają mnie więc spóźnione żale "utrwalaczy władzy" - Tuska, Leppera, Giertycha, którzy nagle ocknęli się i lamentują, że zostali oszukani.

Mam tylko nadzieję, że wyborcy po dwóch latach "rządów" i "osiągnięć" egzotycznej koalicji dostrzegli wreszcie ów "odsłonięty tyłek" i przy urnach podejmą właściwe decyzje.

Brak komentarzy: