piątek, 21 września 2007

"Marysiu, ja się z Marysią ożenię"

Po nominacji Nelly Rokity na doradcę Pierwszej Osoby i dramatycznym wyznaniu jej małżonka, miałem nadzieję, że na czas jakiś zniknie z mediów temat najsławniejszego w ostatnich dniach małżeństwa RP. Ale gdzie tam. Co wejdę na stronę internetową jakiegokolwiek portalu, jak z pudełka wyskakuje Rokita. Jak nie Jan Maria etc..., to Nelly.

Wczoraj był dzień Nelly.
Takie siedzenie w pałacu i doradzanie, to nie dla niej. Wprawdzie - jak zapewniała - bardzo się cieszy z tej nominacji, ale jeśli za długo nie będzie jej w telewizorze, to w końcu ludzie o niej zapomną, a do tego dopuścić nie może. No więc wybiera z szafy odpowiedni kapelusz i pojawia się przed tłumem dziennikarzy.

Wczoraj podobno miała kilka występów.
Czytam więc, co też doradca Pierwszej Osoby ma do zakomunikowania narodowi na temat kobiet. I cóż się dowiaduję? Ano, że chce być ponad podziałami politycznymi, a nowa funkcja to dla niej zaszczyt.
To już wiedziałem - że zaszczyt i że się cieszy. Czytam dalej.

Dalej, Nelly stwierdziła, że Partia Kobiet Gretkowskiej to poroniony pomysł, ale może z nią współpracować. Dowiedziałem się też, że będzie uczyła się od feministek. Nie dowiedziałem się wprawdzie, czego doradczyni ds. kobiet chce się uczyć od feministek, ale rozumiem głód wiedzy i chęć stałego dokształcania. Tylko, czy do pogłębiania wiedzy niezbędne jest piastowanie funkcji doradcy Pierwszej Osoby? Sądziłem, że kolejność jest raczej odwrotna. Najpierw zdobywam, lub pogłębiam wiedzę na jakiś temat, a dopiero później - jako specjalista - doradzam komukolwiek. Widać w pałacu panują inne zwyczaje. W końcu nie bywam w pałacach i mam prawo nie wiedzieć, jakie tam obowiązują zasady. Bo, że jakieś obowiązują, to już mnie zapewniono.

Na koniec Nelly Rokita oświadczyła, że kobiety i mężczyźni mogą coś osiągnąć tylko razem.
Do takiego wniosku - myślę sobie - doszli już Adam z Ewą i nie potrzebowali do tego żadnych doradców, chyba, że jako doradcę potraktować tego podłego węża, który podstępnie poczęstował kobietę feralnym jabłkiem.

Nie, to niemożliwe - pomyślałem. To nie może być wszystko, co ma do zakomunikowania narodowi doradca - bądź co bądź - Pierwszej Osoby.
I rzeczywiście. Nie minęło czasu wiele, a tu nowa sensacja.
Nelly startuje w wyborach parlamentarnych z list PiS-u. Wprawdzie nie wie jeszcze, czy zdecydować się na Sejm, czy Senat, ale wkrótce podejmie decyzję.
Sensacja? Jak dla kogo.
Już wcześniej informowała, że kusi ją, żeby zaryzykować. "- Ale mam na szczęście tak dużo pracy i zastanawiam się, czy powinnam to zrobić teraz, czy jednak poczekać i może później zrobić ten taki odważny krok." - mówiła.
Widać uporała się już z ogromem pracy i nabrała odwagi.
A ponieważ ambicjami dorównuje mężowi, było do przewidzenia, że nie poprzestanie na jakimś tam doradzaniu.

A co z małżonkiem szanownej doradczyni? Jakoś trudno mi wyobrazić sobię Jana Marię etc... przy garach, gotującego makaron, ale kto wie? Jakieś dziwne skojarzenia ze scenami z filmu "Poszukiwany, poszukiwana" przychodzą mi do głowy, ale kudy tam Wojciechowi Pokorze do Jana Marii.
Chociaż, muszę się przyznać, że pierwsze, co mi przyszło na myśl podczas wspomnianego dramatycznego oświadczenia Jana Marii, to słowa "inżyniera" (nie pomnę nazwiska - świetna rola Czechowicza) z tegoż filmu: "- Marysiu, ja się z Marysią ożenię".

Nie, dosyć już tych skojarzeń. Jakieś węże, filmy..
Wracamy do rzeczywistości i czekamy na kolejne występy małżeństwa Rokitów. A będzie ich przed wyborami - jak sądzę - coraz więcej.
Już prezes jedynej słusznej partii postara się o to.
Zaprzyjaźnione świstaki przebąkują coś o atrakcjach z udziałem asów przestworzy, ale to zapewne tylko zwykłe plotki.

Pozdrawiam wszystkich wyborców. Za miesiąc spotykamy się w lokalach wyborczych i "niech moc będzie z nami".

Brak komentarzy: